Co u Oli i Piotra? Patronujemy ich wyprawie przez Azję

Patronujemy ich wyprawie wraz z gliwickim DECATHLONEM. Gdzie są, co robią i jak im idzie? Pod koniec lutego pisaliśmy w „Tygodniu” o parze „szaleńców”, którzy z początkiem marca postanowili wybrać się w 3-letnią podróż rowerami do Azji. Jako, że objęliśmy ich wyprawę patronatem medialnym, to co jakiś czas będzie was informować co u nich. Aktualnie Ola i Piotrek przebywają u naszych wschodnich sąsiadów – oczywiście w tej bezpieczniejszej części. Co u nich? Przeczytajcie ! 😉

Po kilku dniach we Lwowie przyszła pora, aby ruszyć w dalszą drogę. Obraliśmy kierunek na południe. Pierwszy nocleg mieliśmy zaklepany w Żydaczewie u Ks. Tomka, do którego to zadzwonił Ks. Jacek, z prośbą o przenocowanie nas. W Dolinie trafiliśmy akurat na mszę św., podczas której zostaliśmy publicznie przedstawieni z ambony miejscowym seniorkom, które to bardzo przejęły się naszą podróżą. Jedna z nich do tego stopnia, że chciała nas wspomóc materialnie. Kto to widział, żebyśmy jeszcze skubali biedne babcie z ostatnich pieniędzy. Ks. Tomek ugościł nas po królewsku i „przekazał” dalej – Ks. Włodzimierzowi w Dolinie, a tam powtórka z rozrywki. Niestety parafia w Dolinie była ostatnią w zasięgu znajomości naszych księży i dalej musieliśmy radzić sobie sami.

Z Doliny wyruszyliśmy w kierunku Zakarpacia, do którego droga prowadziła nie inaczej jak przez Karpaty. Trochę się namęczyliśmy, wspinając się spokojnie na naszą, jak dotąd, najwyższą przełęcz (Przełęcz Toruńska 941 m n.p.m), jednak piękna pogoda i równie ładne krajobrazy wynagrodziły wszystkie trudy. Gdyby nie szwajcarski ser na drodze, równie przyjemny byłby 30-kilometrowy zjazd do Miżigirii. Zamiast spokojnie podziwiać malownicze wioski, musieliśmy pilnować, żeby nie stracić zębów. 

W Miżgirii, planowaliśmy zatrzymać się u Jezuitów. Tylko chyba nam się coś pokiełbasiły miejscowości, bo nikt z mieszkańców nie miał pojęcia o ich istnieniu. Drugą opcją był kościół grekokatolicki, a że akurat trwała msza, postanowiliśmy poczekać na księdza przy sąsiadującej plebanii. Po dwóch godzinach, głodni i zmarznięci zrezygnowaliśmy. Nocne czuwanie?;) Z pomocą napotkanych przy drodze miejscowych szybko udało nam się znaleźć nocleg w jednym z pobliskich domostw. A mi to nawet jeden z panów sprezentował pyszne ciasteczka. Muszę przyznać, że na Ukrainie spotykamy się z dużą życzliwością ze strony ludzi, zawsze przyjaźnie odpowiadają na nasze „dobryj deń”, życzą dobrej drogi lub zatrzymują na krótką pogawędkę.

Kolejnego dnia wyruszyliśmy z zamiarem dotarcia do miejscowości Wynohradiw. Droga prowadziła wzdłuż rzeki, przez którą co jakiś czas poprzerzucane były drewniane mostki. Mijaliśmy wioski i wioseczki, w których panowało wielkie poruszenie. Z powodu ładnej pogody i zbliżającej się Wielkanocy, wszystkie panie zajęte były czyszczeniem, przewieszanych przez płoty i bramy dywanów. Po dotarciu do Wynohradiw, okazało się, że jest kościół, nie Jezuitów a Franciszkanów i że mamy wielkie szczęście, bo Siostry Franciszkanki są Polkami i na dodatek są bardzo miłe i gościnne.

decathlon patron

client-image
client-image
client-image
client-image

Podobne artykuły

Ulubiony Portal Gliwiczan

103,911FaniLubię
14,799ObserwującyObserwuj
1,138ObserwującyObserwuj

Inne artykuły