Wszyscy pamiętają legendę o Janosiku, który zabierał bogatym i oddawał biednym.
Idea choć na pozór słuszna, już dawno straciła na aktualności. Szczególnie, gdy legendarne czyny słowackiego bohatera przełożymy na działalność lokalnych samorządów. Tylko przez 10 ostatnich lat Gliwice oddały do budżetu państwa prawie 63 miliony złotych. Wszystko za sprawą „janosikowego”. Szczytny „podatek od sukcesu” ma wspomóc biedniejsze miasta i powiaty, które borykają się z problemami finansowymi. Brzmi pięknie, choć w rzeczywistości stanowi to zwykłą karę za skuteczne zarządzanie i rozważne inwestycje bogatych miast.
Aby zobrazować tę sytuację warto porównać miejskie finanse do znanego wszystkim budżetu domowego. Gospodarujemy środkami w taki sposób, aby pozwolić sobie np. na zakup pralki. Gdy odłożymy odpowiednią sumę, nagle do drzwi puka administrator budynku z nakazem uiszczenia niezbędnego „janosikowego”. Po kilku dniach widzimy, że sąsiad kupił sobie nowiutki telewizor – bo Ciebie stać, a jego nie. Identycznie wygląda funkcjonowanie samorządów. Zamiast zainwestować 63 mln złotych w Gliwicach, oddajemy je komuś innemu, by mógł załatać dziury w drogach lub wybudować most. Z takim problemem boryka się wiele polskich miast. Co jednak, gdy to Ci silniejsi popadną w tarapaty? Idąc za przykładem Warszawy – będą musieli się zadłużyć. Sytuacja stolicy wygląda bardzo nieciekawie. Władze ubiegają się o rządową pożyczkę, aby… zapłacić biedniejszym. Koło się zamyka, a absurd trwa dalej. W obecnych czasach łatwiej być biednym, bo bogactwo bardzo wiele kosztuje.