GTK Gliwice przegrał na własnym parkiecie z HydroTruckiem Radom 75:83 i jednoznacznie przekreślił swoje szanse na wywalczenie miejsca w dalszej części sezonu. Zespół Matthiasa Zollnera fatalnie zaprezentował się w pierwszej połowie meczu i po przerwie nie potrafił już odrobić strat.
Porażka w pierwszej rundzie rozgrywek w Radomiu byłą jedną z tych, które nie miały prawa się przytrafić drużynie walczącej o play off. Tych wpadek GTK Gliwice zaliczyło jeszcze kilka i dziś zespół Matthiasa Zollnera w roli goniącego pierwszą ósemkę nie miał już marginesu błędu i po prostu musiał wygrać. Na własnym parkiecie trudno sobie było wyobrazić inny scenariusz, jak zwycięstwo z HydroTruckiem. Problem w tym, że i rywale mieli swój cel. Dla nich zwycięstwo w Gliwicach, przy jednoczesnej porażce Polpharmy Starogard Gdański z Eneą Astorią Bydgoszcz, oznaczało, że kwestia spadku z ekstraklasy zostałaby ostatecznie rozstrzygnięta, a cel zrealizowany.
I to goście od pierwszych minut pokazywali na parkiecie, że są bardziej zdeterminowani, by osiągnąć korzystny rezultat. Solidna gra w ataku oraz skuteczna defensywa spowodowały, że radomianie szybko uzyskali solidną zaliczkę. Po trzech trafieniach zza łuku w wykonaniu: Marcina Piechowicza, Robertsa Stumbrisa i Dayona Griffina było już 1:11. Dla gliwiczan punktował tylko Mario Delas, ale kolejne „trójki” przyjezdnych pozwoliły im zbudować jeszcze większą przewagę (6:19). Trener Matthias Zollner zdecydował się przerwać tą hegemonię rywala i poprosił o przerwę na żądanie. Po niej gliwiczanie zaczęli się prezentować zdecydowanie lepiej i po kontrze w wykonaniu Taylera Personsa oraz serii rzutów wolnych zredukowali straty do pięciu „oczek” (14:19). Ostatnie słowo w tej kwarcie należało do Aleksandra Lewandowskiego, który popisał się efektownym wsadem.
Po wznowieniu gry ponownie lepiej zaczęli koszykarze HydroTrucka. „Trójkę” trafił Jabarie Hinds, a Lewandowski wykończył kolejne dwie akcje (14:28). Sygnał do odrabiania strat dał Szymon Szewczyk, który przymierzył zza linii 6,75 m. W jego ślady poszedł także Daniel Gołębiowski, który wykonał dwa celne rzuty z dystansu (25:32) i spowodował, że tym razem o przerwę na żądanie poprosił Robert Witka. I w tym przypadku przyniosła ona zamierzony przez szkoleniowca skutek. Po dwóch dobrze rozegranych akcjach przyjezdni dwa razy trafili zza łuku (Griffin i Hinds) i ponownie odskoczyli na dwucyfrową przewagę (25:38). Sytuację próbował ratować Persons, ale radomianie umiejętnie wykorzystywali Danilo Ostojicia i na przerwę schodzili z zapasem 12 „oczek” (32:44).
W drugą połowę lepiej weszli miejscowi. Odpowiednie wykorzystanie Delasa i Jordona Varnado w strefie podkoszowej pozwoliło znacząco zredukować przewagę przeciwnika. Seria 10:3 spowodowała, że na tablicy wyników pojawił się wynik 42:47, a trener Witka natychmiast zareagował, prosząc o chwilę rozmowy ze swoimi zawodnikami. Sprawy w swoje ręce wziął Hinds, który praktycznie w pojedynkę zaczął rywalizować z GTK. Po efektownej akcji Terry’ego Hendersona ponownie było tylko 49:55, ale radomianie mieli jeszcze atut w postaci Stumbrisa. Łotysz w krótkim odstępie czasu dwa razy trafił zza łuku 6,75 m (51:61). W odpowiedzi trudną akcję pod koszem skończył Gołębiowski, Łukasz Diduszko przymierzył z rogu boiska, a w ostatniej akcji kwarty równo z syreną trafił Shannon Bogues, dając nadzieję na odrobienie strat w ostatniej odsłonie (58:64).
Kiedy z linii rzutów wolnych punkty dołożyli Varnado i Henderson przewaga przyjezdnych stopniała do trzech „oczek” (61:64). Pogoń gliwiczan przerwał dopiero Hinds, a „trójki” dołożyli Filip Zegzuła i Hinds (61:72). Tym razem o przerwę poprosił Matthias Zollner, ale w grze gospodarzy niewiele się zmieniło. Nie mieli też oni sposobu na zatrzymanie Hindsa. Kiedy ten zakończył akcję wsadem po minięciu rywala (66:79) trener GTK raz jeszcze wykorzystał przysługującą mu przerwę na żądanie. Po niej akcją 2+1 popisał się Gołębiowski, ale na więcej miejscowych już nie było stać i po raz drugi w sezonie przegrali z zespołem z Radomia.