W Gliwicach trwają konsultacje społeczne dotyczące systemu naliczania opłat za gospodarowanie odpadami komunalnymi. To jeden z tych tematów, które dotykają nas wszystkich – bez wyjątku. Bo każdy z nas śmieci produkuje, każdy musi za ich odbiór zapłacić, i każdy chce, by było to uczciwe, rozsądne i możliwie tanie. Problem w tym, że idealnego rozwiązania – jak pokazują doświadczenia miast w całej Polsce – po prostu nie ma.
Obecnie w Gliwicach obowiązuje metoda od powierzchni lokalu mieszkalnego. W dużym uproszczeniu: im większe mieszkanie, tym wyższa opłata za śmieci. System ten jest prosty w zarządzaniu – urzędnicy mają dostęp do danych, mieszkańcy nie muszą składać deklaracji, a wysokość opłaty nie zmienia się co kilka miesięcy. Ale jest też druga strona medalu: ten model jest społecznie nieakceptowany. Mieszkańcy dużych lokali, zwłaszcza osoby samotne czy seniorzy, płacą znacznie więcej niż rodziny z dziećmi mieszkające na mniejszym metrażu, mimo że faktycznie mogą generować mniej odpadów.
Władze miasta postanowiły więc przyjrzeć się innym metodom i zapytać o zdanie samych mieszkańców. To dobra decyzja, bo zbyt często tego typu rozwiązania narzuca się bez dialogu. Konsultacje mają sens… ALE… tylko wtedy, gdy poprzedza je rzetelna analiza – zarówno kosztów, jak i skutków społecznych każdej z metod.
Najczęściej stosowaną w Polsce metodą naliczania opłat jest ta oparta na liczbie osób zamieszkujących daną nieruchomość. W teorii – sprawiedliwa. Skoro opłata ma być powiązana z ilością wytwarzanych odpadów, a więcej ludzi to więcej śmieci, to logika wydaje się niepodważalna. W praktyce jednak ten model opiera się na deklaracjach właścicieli nieruchomości, których prawdziwości gmina nie ma jak zweryfikować. Jak pokazały kontrole NIK, rozbieżności pomiędzy liczbą zgłoszonych a rzeczywistych mieszkańców sięgają w niektórych miejscowościach nawet 30 procent. To ogromne pieniądze, które nie trafiają do systemu, a za które muszą płacić uczciwi mieszkańcy lub… gmina… czyli uczciwi mieszkańcy w podatkach.
Coraz więcej samorządów rozważa także model uzależnienia opłat od zużycia wody. To rozwiązanie zyskuje na popularności w miejscowościach turystycznych, gdzie migracja ludności jest duża, a klasyczne metody zawodzą. Wskaźnik zużycia wody może być niezłym przybliżeniem liczby osób faktycznie korzystających z lokalu. Ale i tutaj nie brakuje wątpliwości – bo czy zużycie wody zawsze przekłada się na ilość wytwarzanych odpadów? Niekoniecznie. Pojawiają się też problemy techniczne: wodomierze bywają zawodne, część lokali nie ma ich w ogóle, a sposób przekazywania danych między spółkami wodociągowymi a gminą bywa kłopotliwy.
Na końcu pozostaje jeszcze metoda od gospodarstwa domowego. Wydaje się kompromisowa – zwłaszcza jeśli zróżnicować wysokość opłaty w zależności od liczby osób w rodzinie. Jednak i ona budzi kontrowersje, bo nie wszystkie izby obrachunkowe uznają ją za legalną. W dodatku – podobnie jak w metodzie „od osoby” – wymaga zaufania do deklaracji mieszkańców, a tych, jak wiemy, często nie da się łatwo zweryfikować.
Każda z metod – od osoby, od wody, od metrażu czy od gospodarstwa – opiera się na jakimś uproszczeniu. Żadna z nich nie wiąże opłat bezpośrednio z ilością wytwarzanych śmieci. Wprowadzenie opłaty „od kilograma” byłoby może najbardziej sprawiedliwe, ale dziś – technologicznie i organizacyjnie – nierealne do wdrożenia na dużą skalę. Są tacy, którzy postulują wprowadzenie jednolitego w całym kraju podatku śmieciowego, ściąganego przez gminy razem z podatkiem od nieruchomości. Pomysł ten ma swoje zalety, ale również wymagałby gruntownej zmiany systemu i przepisów.
Gliwice, jak wiele polskich miast, stoją dziś przed trudnym wyborem. Każda decyzja – pozostanie przy obecnym systemie czy jego zmiana – będzie miała swoich zwolenników i przeciwników. Tym bardziej warto, by mieszkańcy wzięli udział w trwających konsultacjach, wyrazili swoje zdanie, ale i wsłuchali się w argumenty z różnych stron. Bo system gospodarowania odpadami to nie tylko sprawa rachunku za śmieci. To także pytanie o to, czy jesteśmy gotowi płacić uczciwie za wspólne dobro, jakim jest czyste i zadbane miasto.