Niebezpieczna moda na usuwanie ruchu samochodowego z centrów miast dotarła także do Gliwic. W zakupionych w Gazecie Wyborczej – za ponad 22 tysiące złotych – publikacjach*, wiceprezydent Mariusz Śpiewok przekonuje, że „tam, gdzie będzie mniej aut, odrodzi się życie”. Śmiała teza, można powiedzieć stojąca w sprzeczności z logiką.
*Czy ktoś z Państwa słyszał bądź uczestniczył w debacie organizowanej przez Wyborczą?
Jedna z najbardziej zatłoczonych ulic, biegnąca przez ścisłe centrum – Dworcowa – ma zostać zwężona (pisaliśmy o tym tutaj), natomiast umierająca Zwycięstwa „dobita” ograniczeniem na niej ruchu. Jak pokazuje przykład innych miast, spowoduje to paraliż komunikacyjny w śródmieściu oraz śmierć sklepów, lokali usługowych i gastronomicznych. Od lat mówi się o tym, że z głównej ulicy uchodzi życie. Dlaczego tak się dzieje?
Właśnie dlatego, że na Zwycięstwa nie można się autem nawet zatrzymać. To skąd mają pojawić się klienci? To już nie lata 70/80 ubiegłego wieku, że najlepsze sklepy znajdowały się tylko na Zwycięstwa. Konsumenci mający teraz do wyboru centra handlowe, sklepy, punkty usługowe czy restauracje, wybrali właśnie te przy których mogą zaparkować. Uważający się za liberała prezydent Neumann z pewnością doskonale zna maksymę „ludzie głosują nogami”. To samo tyczy się wyborów konsumenckich. Ludzie zawsze wybiorą miejsce, do którego łatwiej dotrzeć. Nie ma co zawracać kijem Kłodnicy.
Czy zamknięcie Zwycięstwa sprawi, że będzie pełna lokali gastronomicznych? Nie. Wystarczy spytać ludzi zajmujących się gastronomią – ten rynek jest niemal nasycony, a liczba klientów ograniczona. Z pewnością pojawiłyby się nowe, ale nie wypełnią – jak za dotknięciem magicznej różdżki – całej ulicy. Zresztą, ruch ma być utrudniony, a nie zakazany, więc to wciąż żadna przyjemność siedzieć przy jadących autach. Jeśli miałoby się jednak stać odwrotnie, a Zwycięstwa zamieniłaby się w katowicką Mariacką, to już należy współczuć mieszkańcom imprez pod balkonami do białego rana.
Najlepszy przykład tego, jakie konsekwencje niesie ze sobą zamykanie ulic znajduje się niedaleko – w Zabrzu. Mówi się, że nieszczęścia chodzą parami – i taką parę zafundowali sobie właśnie nasi sąsiedzi. Zamknięto dla aut fragment ulicy Wolności i zbudowano niedaleko CH Platan. Efekt? Najlepiej zobaczyć na własne oczy. Brakuje tam tylko znanych z westernów suchych krzaków przemierzających amerykańską prerię, w tym przypadku odbijających się od drzwi lumpeksów i opuszczonych lokali.
„A Mariacka w Katowicach?!”. A Mariacka w Katowicach nigdy nie była główną arterią komunikacyjną miasta, nie znajdowały się przy niej najważniejsze instytucje, a Katowice nie miały rynku, tak więc na krótkiej (zaledwie 250m) i wąskiej, rzadko uczęszczanej przez kierowców ulicy pomysł stworzenia takiej rynkowej przestrzeni się sprawdził. Ale Zwycięstwa i Mariacka to są dwie zupełnie inne ulice!
My swój rynek mamy, mamy nawet całą starówkę i to w okręgu – wyznaczonym przez ulice Górnych i Dolnych Wałów – ograniczany powinien być ruch samochodowy. To naturalna przestrzeń dla takich działań i dobrze, że władze miasta zmierzają w tym kierunku. Natomiast woonerf na Siemińskiego pokazał już, że eksperymentowanie poza tym kręgiem kończy się tworzeniem potworków prosto z kultowej Wyspy doktora Moreau.
Zamykać ruch w centrum mogą wielkie miasta, w których jest metro, inny układ drogowy, a infrastruktura komunikacji publicznej nie koliduje z ruchem samochodowym. Gliwice to nie Berlin, to nawet nie 4 razy liczniejsza Łódź. Przy planowaniu miasta kierować należy się logiką, a nie modami czy ideologiami. Świetnym przykładem jest tu zabrukowanie śródmieścia, a następnie akcja odbrukowywania. „Naprawianie” rzeczywistości w ten sposób zawsze kończyło się katastrofą.
Wróćmy do ul. Dworcowej. W planie jest wyłączenie jednego pasa i przeznaczenie go m.in. na ścieżkę rowerową. Pomysłodawcy mówią, że to rozładuje ruch. Zwężenie drogi ma rozładować ruch… Zwężenie drogi sprawi, że znikną z niej auta, a przejazd się upłynni… Nie, to nie żart. Naprawdę, konia z rzędem temu, kto udowodni, że zwężenie zakorkowanej ulicy sprawi, że korek zniknie. Jeśli ten pomysł zostanie zrealizowany, będziemy stać dłużej, emitując więcej spalin w ścisłym centrum miasta.
Ewentualnie uciekniemy w inne ulice. Co to zmieni? Nic. Aut będzie tyle samo, za to czas przejazdu się wydłuży, spalin będzie więcej i zwiększy się ruch na innych drogach. Tak jak zamknięcie Siemińskiego spowodowało ruch na Młyńskiej, przekierowując go dodatkowo na niebezpieczne skrzyżowanie z Powstańców Warszawy. Główne ulice należy poszerzać, aut od tego nie przybędzie (w końcu liczba mieszkańców jest ograniczona) natomiast zmniejszy się czas przejazdu, a co za tym idzie ilość emitowanych gazów.
Poza tym, mamy przecież w mieście inteligentny system zarządzania sygnalizacją świetlną. Podobno rozładowuje ruch. Czyżby było inaczej? Jeśli mamy odstawić auta, przerzucić się na autobusy i rowery, to władza powinna dać przykład. Od dzisiaj wypatrujmy zatem prezydenta Śpiewoka jadącego autobusem z Rybnika do pracy w Gliwicach bądź Neumanna pocącego się na rowerze w drodze na oficjalne, służbowe spotkanie.
„Zamierzamy się przyjrzeć ulicy Zwycięstwa, Dworcowej i Wrocławskiej, liczymy na dialog. Chcemy poznać opinie mieszkańców, jak – ich zdaniem – mają wyglądać te ulice.” – mówi w wywiadzie dla Wyborczej prezydent Śpiewok. Tym tekstem chcielibyśmy tę dyskusję rozpocząć.