W ubiegłym roku pisaliśmy o dyskusji jaką wywołało posyłanie sześciolatków do szkół.
Choć zebrano prawie milion podpisów, a społeczeństwo aktywnie włączyło się w akcję obywatelską, inicjatywa została bezrefleksyjnie obalona.
Za sprawą ostatniej nowelizacji ustawy o systemie oświaty posłowie ustalili, że maluchy pójdą do pierwszej klasy „na raty”. W 2014 roku obowiązkiem szkolnym zostaną objęte sześciolatki urodzone w pierwszej połowie 2008 r. Pozostałe dzieci z tego rocznika pójdą do szkoły w 2015 r. Takie rozwiązanie rozwścieczyło rodziców i opiekunów, którzy zostali dosłownie postawieni pod ścianą. Politycy PO w obawie przed zbliżającymi się wyborami i spadającymi sondażami, postanowili odrobinę załagodzić sprawę. Umywając ręce od odpowiedzialności wprowadzono projekt kolejnej nowelizacji. Tym razem zakłada ona, że maluchy pójdą do szkoły „na próbę”. Zgodnie z założeniem dokumentu do końca 2014 i do końca 2015 roku rodzice, którzy poślą we wrześniu sześciolatka do szkoły, będą mogli – na podstawie badania poradni psychologiczno-pedagogicznej – wnioskować o cofnięcie dziecka do oddziału przygotowawczego.
Tu rodzi się niezwykle istotne pytanie. Skoro i tak ostatecznie to rodzice zdecydują o losie swojej pociechy, to dlaczego nie stworzyć rozwiązań, które pozwolą wysłać dzieci do pierwszej klasy bez narzucania ustawowych obowiązków? Polska klasa polityczna od prawa do lewa uznała, że posiada rozwiązanie na każdą radykalną decyzję związaną z życiem obywateli. Zawsze zostawiają delikatnie uchyloną furtkę, aby mieć czyste sumienie. Choć procedury wydłużą się niemiłosiernie, a zmiany otoczenia mogą doprowadzić do zaburzeń rozwoju malucha, wszystko wydaje się być w porządku – w końcu możemy dowolnie wybierać. Tak dzieje się w przypadku OFE, za które identycznie jak w sprawie sześciolatków nikt nie weźmie odpowiedzialności.