Nie od dzisiaj wiadomo, że unijni urzędnicy czasem tracą kontakt z rzeczywistością.
Stojąc na straży porządku i interesów państw członkowskich czasem wpadają na niedorzeczne pomysły. Za sztandarowe uznano już przemianowanie ślimaków na ryby śródlądowe, wytyczne dotyczące krzywizny banana, zakaz gotowania dotowanego mleka czy uznanie marchewki za owoc. Choć niewiele z tych kreatywnych pomysłów wchodzi ostatecznie w życie, to jednak podobne propozycje modyfikacji przepisów, wprowadzają spore zamieszanie.
Tym razem na celowniku Unii Europejskiej znalazły się wędzone wędliny. Wszystko dla naszego dobra. Przez wieki konserwowaliśmy mięsa dymem, nadając im wybitny smak i aromat, nie wiedząc, że igramy ze śmiercią… Jak dowodzą unijni urzędnicy, substancje smoliste zawarte w tak przygotowanych wyrobach zagrażają naszemu zdrowiu. Tym samym, aby żyło się lepiej, restrykcyjne prawo ograniczy ich występowanie z 5 mikrogramów na kilogram do 2 mikrogramów. Od września część polskich przedsiębiorców będzie zmuszona do zamknięcia swoich firm, gdyż wspomniana modyfikacja to krok do bankructwa. Komory opalane drewnem odejdą do lamusa, podobnie jak część tradycyjnych wędlin – wszystko przez restrykcyjne normy. Papierosy zostają, kiełbasa nie. Zakazane kusi, więc istnieje prawdopodobieństwo, że od tej pory szynka stanie się popularną, nielegalną używką sprzedawaną pod sklepową ladą.
Oczywiście nie tylko Polacy prowadzą nierówną walkę o swojskie produkty. Podobne problemy mają obecnie Duńczycy. Tym razem biurokraci chcą ograniczyć spożycie kumaryny, która występuje w cynamonie używanym do produkcji duńskiego przysmaku – bułeczek drożdżowo-cynamonowych. Słabe to jednak pocieszenie…