W zeszły czwartek, na spokojnym dotychczas placu Mickiewicza zrobiło się bardzo niebezpiecznie.
Przy jednej z alejek runęło niespodziewanie potężne drzewo. Choć wiatr nie był zbyt porywisty, płytkie korzenie nie wytrzymały pojedynczych podmuchów. Konar upadł wprost na granitowe stoły do szachów, łamiąc stojące obok ławki. To miejsce, w którym mieszkańcy odpoczywają podczas spacerów lub w oczekiwaniu na autobus. Początkowo sądzono, że ze względu na złą pogodę nikogo nie było w pobliżu. Jednak po publikacji pierwszych zdjęć skontaktował się z nami Pan Jakub, który cudem uniknął poważnych obrażeń.
– Miałem dużo szczęścia. Po godzinie 13.00 usiadłem na feralnej ławce i na szczęście wyciągnąłem z uszu słuchawki. Nagle usłyszałem szelest, obróciłem głowę. Leciało na mnie drzewo! Nawet nie zdążyłem zareagować, nie dałbym rady wskoczyć pod kamienny stolik. Wszystko działo się niezwykle szybko. Po sekundzie przycisnęły mnie gałęzie. Na szczęście bez większego problemu udało mi się wydostać z tej „pułapki”. Usiadłem potem na innej ławce z dala od drzew, aby się otrząsnąć. Siedziałem tak może 15 minut. Pomocy chcieli udzielić mi przechodnie i taksówkarze, na szczęście nie była ona potrzebna. Poszedłem do Urzędu załatwić swoje sprawy.- opowiada pan Jakub.
Z relacji świadków wynika, że służby pojawiły się stosunkowo późno. Nasi reporterzy zauważyli patrol straży miejskiej dopiero w okolicy godziny 14.00. Przyczyny upadku pnia można było określić już na pierwszy rzut oka. Okazało się, że pod drzewem znajdowało się ceglane gruzowisko, które uniemożliwiało głębszy rozrost korzeni. To w połączeniu z porywami wiatru mogło doprowadzić do tragedii. Jak dodaje pan Jakub, tego dnia wygrał drugie życie. Wraz z pracownikami Urzędu Miejskiego, do którego udał się po wypadku radzili by zagrał w totka. Z takim szczęściem to chyba dobry pomysł.