Przed sezonem GTK Gliwice rozgrywało sparing z GKS-em Tychy. Wówczas Gliwice przegrały, ponieważ w ostatnich sekundach celnym rzutem zza łuku popisał się Hubert Mazur. Teraz sytuacja odwróciła się. W rolę bohatera wcielił się Damian Pieloch, który także skuteczną akcją zza linii 6,75 metra rozstrzygnął losy derbów
Na całe szczęście dla GTK po kontuzji pleców do gry powrócił Damian Pieloch.
Jak się później okazało, to właśnie ten zawodnik oddał rzut, który zadecydował o zwycięstwie gospodarzy. Z kolei zespół z Tychów musiał sobie radzić bez Wojciecha Zuba, który ma pęknięty palec i jego występ okazał się niemożliwy. Mecz rozpoczął się od trafienia z dystansu Wojciecha Barycza, ale już niedługo później tym samym odpowiedział były zawodnik GKS-u, Marceli Dziemba (5:5). Rozochocony Dziemba w kolejnej akcji próbował skopiować swój wyczyn, ale tym razem okazał się nieskuteczny. Zdecydowanie lepiej poradzili sobie jego koledzy i „trójki” Kacpra Radwańskiego i Pawła Zmarlaka pozwoliły gospodarzom odskoczyć (11:5). Ten pierwszy po chwili trafił kolejny, ale przewaga miejscowych nie rosła, bo dwoma dobrymi akcjami popisał się Hubert Mazur. Gra GKS-u zaczęła nabierać rozmachu, kiedy na parkiecie pojawili się zawodnicy rezerwowi. W umiejętny sposób grą kierował Karol Szpyrka. To po jego oraz Tomasza Deji rzutach zza łuku goście doprowadzili do remisu (18:18).
Po przerwie Salamonik podwyższył prowadzenie. Natomiast trener Tomasz Jagiełka, widząc, że podstawowi zawodnicy nie najlepiej radzą sobie na parkiecie, dość szybko zdecydował się na zmiany. Powrócili Szpyrka, Hałas i Barycz. I właśnie ten ostatni kolejny raz trafił z dystansu, a Szpyrka celnym rzutem wolnym doprowadził do remisu (35:35). Kiedy Barycz znów został bez krycia za linią 6,75 m nie wahał się wykorzystać tego faktu. Szpyrka na linii rzutów wolnych tradycyjnie już w tym meczu trafił raz i GKS prowadził czterema punktami (37:41). Gliwiczanom wystarczyło pół minuty, by nie tylko odrobić straty, ale też wyjść na prowadzenie. Najpierw skutecznym wejściem pod kosz punkty zdobył Radwański, a następnie pierwszy raz w tym meczu z dystansu przymierzył Pieloch (42:41). Poddenerwowany trener gości poprosił o przerwę na żądanie, ale ta niewiele zmieniła w grze jego zespołu. Tyszanie nadal nie potrafili znaleźć sposobu na powiększenie swojego dorobku, a dodatkowo czwarty faul popełnił dotychczas niezwykle skuteczny Barycz i nie chcąc ryzykować przedwczesnego zakończeniu meczu usiadł na ławce rezerwowych. Z kolei GTK cały czas się rozkręcało. Dobrą zmianę dał Michał Jędrzejewski, który pomimo podkręcenia stawu skokowego w pierwszej połowie nadal był groźny dla rywali. Jego dwie skuteczne akcje, rzut Pawła Zmarlaka i jeden celny wolny w wykonaniu Radwańskiego pozwoliły miejscowym odskoczyć na dziewięć punktów przewagi (50:41). Ostatecznie cztery minuty tej kwarty gliwiczanie wygrali 13:0 i wypracowali sobie solidną zaliczkę przed ostatnią częścią spotkania.
Goście nie zamierzali jednak składać broni. Pomysłem trenera Jagiełki na odwrócenie losów spotkania była obrona strefowa. I trzeba przyznać, że ten pomysł przez długi czas się sprawdzał, bo GTK miało spore problemy ze zdobywaniem punktów, a GKS mozolnie odrabiał straty. Zza łuku trafił Hałas, z półdystansu dwa „oczka” dołożył Mazur (50:46). Zespół Pawła Turkiewicza pierwszy punkty zdobył dopiero w połowie tej części gry, a drogę do kosza znalazł Łukasz Ratajczak. Kiedy piłkę stracił Szpyrka, a Salamonik popędził samotnie na kosz i zakończył akcję wsadem (54:46) wydawało się, że gliwiczanie znów mają mecz pod kontrolą. Trener Jagiełka poprosił jednak swój zespół o chwilę rozmowy, a po niej kolejny raz z dystansu trafił Hałas. Prawdziwy koncert gry dał jednak Deja, który zdobył siedem kolejnych punktów i na niespełna dwie minuty przed końcem regulaminowego czasu gry doprowadził do remisu (56:56). Po drugiej stronie parkietu nie trafił Filipiak, dwa razy z linii rzutów wolnych pomylił się także Salamonik, a niemoc gospodarzy wykorzystał w końcu Mazur, który na 35 sekund przed końcową syreną trafił zza łuku.
Na trybunach zapadła konsternacja, bo wszystko wskazywało na to, że kolejny raz ten zawodnik będzie katem GTK i to jego rzut zadecyduje o końcowym wyniku. Miejscowi zachowali jednak zimną krew, piłka powędrowała na czystą pozycję do Radwańskiego, a ten celną „trójką” doprowadził do remisu. Goście nadal mieli jednak czas, a dokładniej 20 sekund, by rozstrzygnąć losy spotkania w regulaminowym czasie gry. Dość prosty i niezrozumiały błąd popełnił jednak Szpyrka i gliwiczanie ruszyli z kontrą. Tą zdołał zatrzymać Barycz, popełniając jednocześnie swój piąty faul, ale zrobił to chwytając Filipiaka w pół i w szeregach gospodarzy spodziewano się odgwizdania przewinienia umyślnego, co oznaczałoby, że rozgrywający GTK stanąłby na linii rzutów wolnych i dodatkowo piłka pozostałaby w rękach gospodarzy. Tak się jednak nie stało i miejscowi mieli wznawiać grę zza linii bocznej i mieli do dyspozycji pięć sekund. Trener Turkiewicz poprosił o przerwę na żądanie i rozrysował warianty ostatniej akcji. Filipiak zza linii bocznej podał do Zmarlaka, ten ściągnął na siebie obrońców i odegrał do Pielocha, który rzutem zza łuku rozstrzygnął losy rywalizacji!
Po niezwykle emocjonującym spotkaniu GTK wygrywa w derbach Śląska z GKS-em. Za tydzień
gliwiczanie zagrają w Kłodzku z miejscowym Zetkama Doralem Nysa.
GTK Gliwice – GKS Tychy 62:59 (18:18, 15:12, 17:11, 12:18)
GTK: Filipiak, Dziemba 5 (1×3), Radwański 18 (3×3), Zmarlak 11 (1×3), Ratajczak 7 – Salamonik 8,
Jędrzejewski 6, Pieloch 6 (2×3), Rutkowski 1, Podulka, Weselak. Trener Paweł TURKIEWICZ.
GKS: Basiński 2, Mazur 9 (1×3), Piechowicz, Bzdyra 2, Barycz 12 (4×3) – Deja 16 (2×3), Hałas 8 (2×3),
Szpyrka 8 (1×3), Słuoiński 2. Trener Tomasz JAGIEŁKA.