Przychodzi Pan na komendę i opowiada, że został pobity i okradziony z telefonu komórkowego. Mieli go napaść dwaj młodzi mężczyźni. Rzekomy poszkodowany popisał się sporą wyobraźnią, bowiem podał nawet ich szczegółowe rysopisy. Oficer dyżurny zgodnie z przepisami natychmiast skierował patrole do poszukiwania rzekomych przestępców. Jak się później okazało niepotrzebnie.
W trakcie przesłuchania 30-latka na komendę zgłosił się inny mężczyzna, który znalazł na ulicy telefon i chciał go oddać policjantom. Jak się okazało rozpoznał on zgłaszającego rzekomy rozbój mężczyznę i potwierdził, że to właśnie z jego kieszenie podczas wsiadania na skuter wypadł telefon. Kiedy 30-latek dowiedział się, że z ofiary stał się przestępcą minę musiał mieć nie tęgą.
Niestety, jak twierdzą policjanci podobnych przypadków jest coraz więcej. Często właściciele zawiadamiają o kradzieżach smartfonów, choć tak naprawdę zostawili je na stolikach w lokalach, w autobusach lub gdzieś zgubili. Powody takich zmyślonych zawiadomień są różne. Najczęściej to chęć odzyskania telefonu. „Poszkodowani” bowiem liczą, że nie poniosą kosztów u operatora. Wśród użytkowników telefonii komórkowej krąży bowiem mit, że zaświadczenie z policji o kradzieży zwalnia z umowy z operatorem.
Prowadzone w sprawach dochodzenia pozwalają ustalić prawdziwą wersję wydarzeń. Kosztują jednak dużo pracy i angażują śledczych, którzy mogliby koncentrować się na prawdziwych przestępstwach.
Przestrzegamy! W takich przypadkach „pokrzywdzony” staje się podejrzanym i odpowiada za zawiadomienie o niepopełnionym przestępstwie oraz za składanie fałszywych zeznań, za co grozi do 3 lat pozbawienia wolności.