Tak twierdzą społecznicy, komentujący wczorajsze spotkanie z władzami miasta. Według ich relacji władze Gliwic i projektant oficjalnie potwierdzili, że zbiornik nie jest opracowany na aktualne potrzeby przeciwpowodziowe, opiera się on na założeniu, że tereny wokół zostaną zurbanizowane, ale nie tylko – miejscowy plan zagospodarowania nie przewiduje obowiązku zapewnienia retencji we własnym zakresie przez przyszłych inwestorów!
Wczoraj odbyło się spotkanie prof. Beniamina Więzika, prezesa honorowego Stowarzyszenia Hydrologów Polskich i współautora ekspertyzy stwierdzającej błędy w projekcie zbiornika z władzami miasta i projektantem. Spotkanie miało mocno specjalistyczny charakter, ale nie przyniosło przełomu. Choć miało być transmitowane online to ostatecznie mieszkańcom odebrano możliwość jego śledzenia.
Okazuje się, że tak naprawdę zbiornik ma obniżyć koszty przyszłym inwestorom i uatrakcyjnić tereny pod budowę magazynów, zakładów produkcyjnych czy hal. Ogromne powierzchnie przykryte betonem i dachami, bez obowiązku budowy swoich zbiorników to przecież ogromny zysk. Żeby jeszcze bardziej pomóc inwestorom projektant dołożył do naturalnej zlewni Wójtowianki dodatkowe obszary, położone poza nią, z których miasto zamierza odprowadzać wodę.
Jak wczorajsze spotkanie oceniają społecznicy? – Władze miasta posłużyły się sprawdzonymi frazami o „deszczach nawalnych” i „szpitalu wielospecjalistycznym”, gładko prześlizgując się nad tym, że zbiornik ma przy okazji ułatwić życie inwestorom za nasze – publiczne – pieniądze. – mówi Dawid Pasieka ze stowarzyszenia Zdrowe Miasto. – Przeinaczono też stanowisko strony społecznej, która według UM nie chce zbiornika, co jest oczywistą nieprawdą, bo od pół roku powtarzamy, że chcemy jedynie rewizji projektu i jego racjonalizacji. – podkreśla Pasieka.
Na razie brak oficjalnego stanowiska Miasta ws. wczorajszego spotkania.